aaa4
Moderator

Dołączył: 01 Sie 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:17, 14 Sie 2018 Temat postu: |
|
|
- Właśnie uratowałem ci życie. Czym są róże w porównaniu z tym? - spiorunował wzrokiem długie łodygi kwiatów, swoim złotym spojrzeniem, intensywnym i groźnym.
Alexandria rzuciła okiem na niego, zobaczył ciemny, zdecydowany grymas na jego ustach, i wybuchnęła śmiechem. Obróciła się do niego, stanęła na palcach i zakryła jego oczy swoją dłonią.
- Ani się waż. Jeśli moje róże uschną, dokładnie będę wiedziała, kto jest za to odpowiedzialny. Nie żartuję, Aidan. Zostawiasz moje kwiaty w spokoju. Prawdopodobnie mógłbyś zniszczyć cały bukiet jednym dzikim spojrzeniem.
Jej ciało było miękkie naprzeciw jego, jej ciepły śmiech owiał jego gardło. Jego ramię oplotło jej wąską talię, zamykając ją przy nim.
- Zamierzałem sprawić, że trochę by przywiędły. Nic zbyt dramatycznego.
Jego aksamitny głos przyspieszył bicie jej serca. Małe skrzydła motyla trzepotały w jej żołądku. Mogła poczuć jego mięśnie, twarde i męskie, wyryty w jej formie. Dlaczego jej ciało musiało tak reagować za każdym razem, kiedy nawiązywała z nim kontakt? Nawet, jeśli był zły, rozdrażniony, zazdrosny jak dziecko, rozśmieszał ją. Dlaczego to wszystko stało się z jego udziałem?
- Zdejmę rękę z twoich oczu, a ty nawet nie spojrzysz na moje róże. Jeśli cię przyłapię… - Oddaliła się, mając zamiar zastraszyć go. Jej dłoń powoli ześliznęła się z jego oczu, przypadkowo muskając jego usta. Od razu poczuła iskrę między nimi? Nie wiedziała o tym, ale elektryczność szeleściła, i była zbyt blisko.
- Nie waż się, Aidan. – Jego oczy były gorące, ciekłe złoto, płonące zaborczo w jej stronę, topiące jej wnętrze.
- Nie ważyć się co? - szepnął, jego głos czarnoksiężnika przemknął po jej skórze jak płomień. Jego spojrzenie było tak intensywne, że poczuła te same płomienie, jak lizały jej zakończenia nerwowe.
Jego usta znalazły się cal od jej ust. Oblizała dolną wargę. Zwabiała go. Kusiła. Zamknęła oczy, a jego usta powędrowały do jej ust. Ogień przetoczył się przez nią, wyniszczał ją. Jego ramiona miażdżyły ją w objęciach, ale to się nie liczyło. Nic się nie liczyło prócz jego ust i trzęsąca się ziemia pod jej stopami.
Należała do niego, tylko do niego. Nie mogło być nikogo innego. Tylko Aidan. Tylko ich dwoje. Była jego.
Słowa brzmiały w jej głowie, odciskając się na wieki w jej sercu. Na jej duszy. Alexandria niechętnie przerwała pocałunek, chowając twarz na jego klatce piersiowej.
- Nie grasz uczciwie, Aidan - powiedziała, słowa stłumiła koszula.
Ciepło jego oddechu owiało jej szyję.
- To nie jest gra, cara. Nigdy nie była. - Jego usta spoczęły ponad jej tętnem, wywołując iskrzenie. - Tak będzie przez cały czas.
- Nie mam pojęcia, co z tobą zrobić. Nie mam nawet pewności, że mówisz to, co naprawdę myślisz.
Zamieszanie w jej umyśle było bardzo prawdziwe. Zasypywał ją informacjami, nie dając żadnej ulgi, żadnego czasu żeby mogła przyswoić sobie te rzeczy.
To było to, czego potrzebował Aidan. Alexandria musiała mu zaufać, musiała widzieć w nim przyjaciela, ale i też kochanka. Naglące żądania jego ciała i natury pozostawiały im bardzo mało czasu, ale był zdeterminowany by najkorzystniej spożytkować go. Mogła śmiać się z niego, rozśmieszyć go.. To był początek przyjaźni. Wolno, niechętnie, jego ramiona uwolniły ją, i oddalił się, dostarczając ulgę im obu.
- Thomasa Ivana powinno się wziąść i zastrzelić
Post został pochwalony 0 razy |
|